Legia Warszawa
MONOGRAFIE
T. Gawędzki, "Cracovia znaczy Kraków"
Księga tematycznie obejmuje ponad 100 lat istnienia Legii, od powstania Klubu do końca 2016 roku. Zawarto w niej historię nie tylko piłkarską, ale również każdej z sekcji, która istniała w tym czasie. To wszystko na bogato ilustrowanych 1368 stronach.
Publikacja została wydana w dwóch wersjach - podstawowej i specjalnej. Pierwsza ma oprawę płócienną w kolorze khaki z tłoczeniami wklęsłymi na froncie, grzbiecie i tyle (posiada obwolutę).
Edycja specjalna ma oprawę skórzaną koloru brązowego, także z tłoczeniami, złocone krawędzie. Każdy egzemplarz został ręcznie numerowany, a jego autentyczność potwierdzona stosownym certyfikatem.
ZA: www.muzeumsportu.waw.pl
A. Gowarzewski, "Legia najlepsza jest"
Trzynasty tom serii "kolekcja klubów" Encyklopedii piłkarskiej FUJI, w którym przedstawiono historię Legii Warszawa od jej założenia w 1916 roku do 2013 roku. Możemy przeczytać o wielu ciekawych historiach związanych z warszawskim klubem. O jego początkach na froncie I wojny światowej, działalności i spadku z ligi przed wojną, powojennym okresie gry jako CWKS, krajowych i międzynarodowych sukcesach za czasów gry Lucjana Brychczego i Kazimierza Deyny, przemianach w klubie na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, oraz o awansie do Ligi Mistrzów w 1996 roku. W książce zamieszczono też komplet wyników z rozgrywek ligowych (składy z ekstraklasy i eliminacji do ligi) i pucharowych, wiele zdjęć (często mało znanych), różnego rodzaju zestawień statystycznych podsumowujących dokonania i rekordy klubu oraz piłkarzy, a na koniec biogramy prawie pół tysiąca piłkarzy i trenerów związanych z warszawskim klubem podczas gry w ekstraklasie, Pucharze Polski oraz europejskich pucharach. Dodatkowo na wkładkach z kredowego papieru zamieszczono duże zdjęcia drużyn Legii z lat 1916-2013
za: antykwariatsportowy.pl
K. Wójkowski, "Legia Warszawa w europejskich pucharach"
Gdy ta książka ukazywała się w 2013 roku, Legia Warszawa zajmowała 60. miejsce na liście ponad 1000 klubów sklasyfikowanych w rankingu wszech czasów europejskich pucharów. Obecnie plasuje się o 16 lokat wyżej, między inny dzięki regularnym startom w fazie grupowej Ligi Europy oraz udziałowi w Lidze Mistrzów sezonu 2016/2017. W tej książce szczegółowo zaprezentowano starty i dokonania popularnych Wojskowych na europejskich boiskach w latach 1955-2013. Oprócz ciekawych tekstów, wielu archiwalnych zdjęć (część została udostępniona ze zbiorów klubu), oraz pełnej dokumentacji meczów (składy Legii i rywali, sędziowie, strzelcy bramek, kartki, liczba widzów), przy poszczególnych spotkaniach zamieszczono zdjęcia wielu pucharowych pamiątek (bilety, programy, odznaki, proporczyki). Ponadto, w opracowaniu znajdziemy wiele statystycznych zestawień podsumowujących dokonania piłkarzy Legii w 167 pucharowych meczach, a także ciekawy wywiad z Wiktorem Bołbą, znawcą historii Legii i zarazem kustoszem klubowego muzeum. Na końcu książki zamieszczono obszerny rozdział autorstwa Marcina Bodziachowskiego z portalu legionisci.com, prezentujący historię udziału kibiców Legii w meczach swojego klubu w europejskich pucharach. Dzięki temu możemy poznać wiele mało znanych lub zupełnie dotąd niepublikowanych historii dotyczących kibiców spod znaku "eLki". Tekst został wzbogacony o zdjęcia kibiców Legii z wybranych meczów w pucharach.
Za: antykwariatsportowy.pl
W. Bołba, K. Brojek, "Legia Warszawa. Droga do chwały"
Książka opisuje historię najbardziej znanego warszawskiego klubu piłkarskiego, począwszy od jego powstania w 1916 r. aż po zdobycie mistrzostwa Polski w 2014 r.
Autorem tekstu jest Wiktor Bołba – kustosz muzeum klubu na Łazienkowskiej, niekwestionowany autorytet w temacie historii Legii.
Książka zawiera ponad 380 kolorowych autorskich rysunków Krzysztofa Brojka – świetnego grafika, animatora filmów i zagorzałego kibica Legii.
Oprócz historii czytelnik znajdzie tu wiele ciekawostek i dykteryjek z życia zarówno klubu, jak i jego najlepszych zawodników.
R. Błoński, "Legia Warszawa"
Historia jednej z najbardziej znanych i utytułowanych drużyn w kraju. Na dźwięk słowa Legia nikt nie pozostaje obojętny. Albo bezgranicznie kochasz, albo szczerze nienawidzisz. Porywające losy klubu i piłkarzy z Łazienkowskiej, od momentu założenia zespołu przez legionistów marszałka Józefa Piłsudskiego, aż po chwilę obecną. Po prostu Legia!
ZA: lubimyczytac.pl
T. Dobosz, S. Kosiński, A. Ślusarczyk , "50 lat KS Cracovia"
W. Kowalska, "Warszawa i Legia. 90 lat razem"
album z okazji imponującego jubileuszu przygotowywany jest przez Biuro Promocji oraz Stowarzyszenie Kibiców Legii Warszawa. Upamiętni on 90 lat istnienia stołecznego klubu - Legii. Autorem są kibice zrzeszeni w SKLW pod kierownictwem Rafała Chwedoruka. Tytuł albumu to "Warszawa i Legia. 90 lat razem".
Klub przeżywał wzloty i upadki, a zawodnicy dostarczali kibicom rozmaitych emocji. O ich sile do dziś przekonuje się czasem Warszawa, budzona nad ranem przez powracających z meczu kibiców. Ich wychowywaniu służyć będzie ta książka. Wynika z niej niezbicie, że kiedyś było inaczej, można nawet podsumować: mniej ekscesów więcej sukcesów.
A zaczęło się tak. - Wiosna 1915 roku. Na ziemiach polskich trwają działania wojenne. Polscy żołnierze, w szeregach Legionów, walczą o wolną Polskę – mówi Kamil Ciepieńko, dokumentalista Legii. - Komenda Sztabu Legionów, Piotrków Trybunalski. To miejsce, w którym formuje się dowództwo brygad legionowych. Na froncie czas względnego spokoju. W Komendzie Garnizonu, jeden z najwybitniejszych polskich piłkarzy, Antoni Poznański, wspólnie z towarzyszami broni, tworzy sportową drużynę.
W kwietniu 1916 roku Sztab Komendy Legionów stacjonuje w lasach, niedaleko Maniewicz na Wołyniu. I tam powstaje pierwszy wojskowy klub piłkarski w Polsce, z własnymi barwami i statutem. Na wniosek Stanisława Mielecha klubowi nadano nazwę Legia.
W białych koszulkach, z ukośnym czarnym pasem i białą literą „L” na czarnym tle, Legia rozgrywa swoje pierwsze spotkania. Najstarsze zachowane zapiski informują o zwycięstwach wojskowych 7-0 nad Dywizyjnym Zakładem Sanitarnym, 6-4 i 3-1 z 4. Pułkiem Piechoty oraz remis z drużyną III Brygady. Lipcowa ofensywa wojsk radzieckich sprawiła, że Legiony musiały wycofać się na zachód. W grudniu 1916 roku Legia wraz z kompanią sztabową znalazła się w Warszawie. Pierwszy mecz w stolicy wojskowi rozegrali z Polonią, 29 kwietnia 1917 roku, w Agrykoli, remisując 1-1 dzięki bramce Mielecha, strzelonej w ostatniej minucie. Wygrane spotkania z AZS, zwycięstwa z 3., 4. i 5. Pułkiem Piechoty, wygrana z Koroną Warszawa (5-1), zapewniły piłkarzom Legionów niekwestionowaną pozycję lidera w warszawskich rozgrywkach 1917 roku.
W tym czasie prym w Polsce wiodła Cracovia, powstała w 1906 roku. Cracovia miała już na koncie wysoko wygrane spotkania z innymi drużynami legionowymi, a także istotne zwycięstwa z silnymi klubami lwowskimi. Krakowskie „Pasy” były powszechnie uznawane za nieoficjalnych mistrzów Polski. W sierpniu 1917 roku Legia wyruszyła do Krakowa. Na to spotkanie czekała cała piłkarska Polska.
Ten mecz i zwycięstwo drużyny Legionowej 2-1 udowodniły, że na Polskiej scenie piłkarskiej pojawił się nowy, silny klub. Po golach Poznańskiego i Prochowskiego drużyna Legii obroniła honor legionowych jedenastek, a artykuły w ówczesnych gazetach przedstawiały ją już jako klub stołeczny.
Wydarzenia związane z walką o niepodległą Polskę odciskają piętno na klubie. W 1917 r. żołnierze Legionów odmawiają złożenia przysięgi na wierność Niemcom. Cześć z nich zostaje internowana, Piłsudski osadzony w Magdeburgu. W obliczu takich wydarzeń piłka schodzi na dalszy plan.
W niepodległej Polsce, w marcu 1920 roku, w salach kasyna oficerskiego na Zamku Królewskim zespół piłkarski można było reaktywować. Pod nazwą Wojskowy Klub Sportowy Warszawa wraca do gry. Dla uczczenia odrodzonej Polski, do oficjalnych barw klubu zostaje dodany kolor czerwony. Zgodnie ze statutem klubu, zawodnikami mogli być tylko żołnierze.
W marcu 1922 przyjęto nowy statut, dopuszczający udział osób cywilnych. Przywrócono też nazwę Legia. W tym samym roku jej drużyna rozgrywa już mecze na własnym i pierwszym w stolicy, klubowym boisku przy ulicy Myśliwieckiej. W debiucie ulega krakowskiej Wiśle 0-3.
W maju 2006 r. Legia, mimo porażki z Wisłą Kraków, zdobywa, ósmy w historii klubu, tytuł Mistrza Polski. Kilka godzin później ma miejsce niechlubne wydarzenia – burdy kibiców przyćmiewają sukces klubu jubilata.
Album ukaże się w limitowanej serii ok. 1000 sztuk. Jeżeli się spodoba, jest szansa że powstanie więcej egzemplarzy.
za: lubimyczytac.pl
A. Gowarzewski "Legia".
Kolekcja klubów – tom 2 – LEGIA WARSZAWA, historia 80 lat „zielonych” ze wstępem Lucjana Brychczego. Unikalna w światowej literaturze prezentacja klubowych osiągnięć największego polskiego klubu i noty półtysięcznej armii znakomitych gwiazd z Łazienkowskiej. Słowo wstępne także w tej pozycji dał Adam Struzik, marszałek Senatu RP.
(premiera – listopad 1995, 216 stron + 32 na kredowych wkładkach)
ZA: gia.pl
Legia Warszawa 95 lat. 1916-2011
Dodatek do miesięcznika "nasza Legia" dołączany do kolejnych numerów.
Sport w przedwojennej Warszawie: wodniacy, cykliści, piłkarze
W ostatnich dniach na rynku pojawiła się książka "Sport w przedwojennej Warszawie", traktująca o klubach, nie tylko piłkarskich, działających w stolicy przed wojną. W publikacji przeważają fotografie i sporo z nich jest naprawdę ciekawych. Na okładce nie ma nazwiska jednego autora tekstu - jest to praca zbiorowa.
Dopiero czytając wstęp dowiadujemy się, że za część treści odpowiada Robert Gawkowski. Nie mogło się więc obyć bez tekstów o historii Legii czy wywyższaniu Polonii, m.in. jako najstarszego warszawskiego oraz najpopularniejszego klubu.
"Oficjalnie klub utworzono w marcu 1920 jako Wojskowy Klub Sportowy (od 1922 WKS Legia Warszawa). Nazwa klubu nawiązuje do tradycji meczów rozgrywanych w 1916 roku przez żołnierzy Legionów Polskich, stacjonujących wówczas na Wołyniu. Teren pod boisko Legii w Warszawie w rejonie ul. Myśliwieckiej wydzierżawiono w 1921 roku. Obiekt ograniczono do dwu boisk otoczonych parkanami, bez trybun, ale w 1927 roku tuż obok ruszyła budowa nowoczesnego stadionu klubowego, oddanego w 1930 roku" - czytamy na temat Legii w książce.
Historia cyklistów i wodniaków to na pewno ciekawa lektura dla osób interesujących się historią warszawskiego sportu. Mocną stroną książki są, jak wspomniałem, fotografie, ukazujące nie tylko obiekty sportowe stolicy, ale także niektóre miejsca naszego miasta sprzed wojny. Można zobaczyć jak początkowo wyglądał tor "Dynasy" oraz jak zmienił się po zlikwidowaniu stawu na jego środku (na zdjęciach pokazano m.in. jak sportowcy łowili w nim ryby!).
Jedno co dziwi przy wydawnictwie wspieranym przez miasto stołeczne Warszawa, to wielokrotne używanie w treści niepoprawnej, choć dość powszechnej, formy "meczy".
ZA: legionisci.com
P. Bator, "CWKS Legia 1967-1996 Kronika"
Legia ma 100 lat.
Legia Warszawa to największy klub piłkarski w Polsce. Sto lat jego istnienia obrosło legendą, tradycją i niezapomnianymi wydarzeniami. Bogata historia tej drużyny pełna jest wzlotów i upadków. W książce znajdują się sylwetki ludzi, dzięki którym historia zespołu jest barwna i pełna emocji, bo wydarzenia tworzą ludzie – ich pasja, talent i poświęcenie. Przedstawiamy także pełne statystyki, obrazowe atrakcyjne grafiki.
Dla wielu osób Legia to całe życie. Dzięki nim klub ciągle się rozwija i stawia przed sobą kolejne wielkie cele. Warto poznać ten zespół od podszewki.
Przemysław Bator, znany dziennikarz Przeglądu Sportowego, od lat piszący o stołecznym klubie, wyraziście oddał atmosferę Legii, pisząc o najważniejszych wydarzeniach i postaciach klubu.
P. Jagielski, "Legia Mistrzów"
Choć jest to opowieść o drużynie piłkarskiej Legii Warszawa, która w 1995 r. wywalczyła awans do elitarnych europejskich rozgrywek Ligi Mistrzów, gdzie biła się z mistrzami Anglii, Rosji, Norwegii i Grecji, faktycznie jest to historia legii, zaciężnego wojska atletów, sprowadzonych do warszawskiego klubu, by zdobywać najwyższe cele, wygrywać mistrzostwa i puchary. Nie musieli się przyjaźnić, musieli razem pracować, choć tak bardzo się od siebie różnili.
Wszystko to na tle Warszawy połowy lat 90., usiłującej równać do największych europejskich stolic, tak jak Legia usiłowała równać do najlepszych drużyn na kontynencie.
ZA: lubimyczytac.pl
R. Gawkowski, "Encyklopedia klubów sportowych Warszawy i jej najbliższych okolic w latach 1918-39"
Prezentowana książka składa się z dwóch części. Pierwsza z nich to encyklopedyczny opis blisko dwustu klubów warszawskich i podwarszawskich, działających w Warszawie i jej najbliższych okolicach w okresie międzywojennym, druga to opis dziejów kultury fizycznej Warszawy i okolic, pokazujący m.in. polityczne i społeczne uwarunkowania rozwoju sportu stołecznego, udział sportowców warszawskich w Igrzyskach Olimpijskich, osiągnięcia warszawskich klubów sportowych, przedstawiający infrastrukturę sportową (stadiony, przystanie, sale gimnastyczne, lodowiska) i pozasportową rolę kultury fizycznej w życiu warszawiaków. Praca jest bardzo bogato ilustrowana zdjęciami, pochodzącymi przede wszystkim z prasy międzywojennej oraz z zasobów Archiwum Dokumentacji Mechanicznej, oraz klubowymi herbami.
ZA: lubimyczytac.pl
P. Bator, "CWKS Legia 1967-1996 Kronika"
Legia ma 100 lat.
Legia Warszawa to największy klub piłkarski w Polsce. Sto lat jego istnienia obrosło legendą, tradycją i niezapomnianymi wydarzeniami. Bogata historia tej drużyny pełna jest wzlotów i upadków. W książce znajdują się sylwetki ludzi, dzięki którym historia zespołu jest barwna i pełna emocji, bo wydarzenia tworzą ludzie – ich pasja, talent i poświęcenie. Przedstawiamy także pełne statystyki, obrazowe atrakcyjne grafiki.
Dla wielu osób Legia to całe życie. Dzięki nim klub ciągle się rozwija i stawia przed sobą kolejne wielkie cele. Warto poznać ten zespół od podszewki.
Przemysław Bator, znany dziennikarz Przeglądu Sportowego, od lat piszący o stołecznym klubie, wyraziście oddał atmosferę Legii, pisząc o najważniejszych wydarzeniach i postaciach klubu.
WKS Legia Warszawa - sprawozdanie za rok 1961
W latach 1958-68 klub z Łazienkowskiej wydał łącznie 10 rocznych sprawozdań - fot. Bodziach - LINK DO INFORMACJI
Rzadko spotykane, bardzo bogate w informacje, wyniki, statystyki i zdjęcia sprawozdanie podsumowujące działalność Wojskowego Klubu Sportowego Legia Warszawa w 1961 roku. Większość książki poświęcono poszczególnym sekcjom sportowym klubu (wykaz dyscyplin powyżej), przedstawiając szczegółowo starty i wyniki zawodników oraz drużyn Legii. Oprócz tego w Sprawozdaniu podsumowano międzynarodowe mecze drużyn WKS w różnych dyscyplinach, działalność Koła Sympatyków oraz Rady Trenerów WKS Legia, zaprezentowano listę członków WKS Legia oraz członków Koła Sympatyków, co o Legii pisała prasa, a przede wszystkim końcowe tabele i komplet wyników ze wszystkich ligi, w których startowały drużyny Legii w 1961 roku. W książce znajdziemy więc nie tylko tabelę i wszystkie wyniki piłkarskiej ekstraklasy, ale również III ligi piłki nożnej, w której grała Legia IB, czy II ligi siatkówki mężczyzn. Sprawozdanie Legii to kopalnia wiedzy o polskim sporcie w 1961 roku.
ZA: antykwariatsportowy.pl
W. Woźniak, "Legia klub Warszawy"
"Legia klub Warszawy" - to skromna pozycja wydana przez Krajową Agencję Wydawniczą, dziś dostępna tylko w antykwariatach i na aukcjach internetowych.
Licząca 58 stron książeczka niewielkiego formatu opisuje początki Legii - zarówno piłkarskiej, jak i pozostałych sekcji.
Przedstawieni zostali także legioniści, którzy zdobywali medale na Igrzyskach Olimpijskich, legijni Mistrzowie Świata i Europy. Znajdujemy także spis szkół współpracujących z różnymi sekcjami Legii. Było ich łącznie 28! Dziś, kiedy szkół w stolicy jest znacznie więcej niż przed 30 laty, klub (wszystkie sekcje) współpracuje zaledwie z kilkoma. Nic dziwnego, że sukcesy Legii są nieporównywalne z osiągnięciami klubu w latach '70.
W książce wymieniono największe sukcesy wszystkich sekcji naszego klubu - zarówno na arenie krajowej, jak i międzynarodowej, a także najlepszych jej zawodników. Próżno jednak szukać wyników meczów czy składów drużyn. Chyba najciekawsze w całej publikacji są jednak archiwalne fotografie (zarówno kolorowe, jak i czarno-białe), przedstawiające legionistów triumfujących na Olimpiadach, pojedynki ligowe sekcji czy legijne obiekty - pływalnię, baseny, w których startowali m.in. waterpoliści, tor jeździecki, korty tenisowe i inne.
Znaleźć można także wiele ciekawostek, jak choćby tę, że Marek Perepeczko (filmowy "Janosik") rozpoczynał karierę sportową w sekcji koszykówki Legii pod wodzą Tadeusza Ulatkowskiego. Agnieszka Osiecka tymczasem reprezentowała sekcję pływacką Legii. Na kortach tenisowych Legii grywali zaś znani w świecie teatru, filmu, estrady czy literatury: Alina Janowska, Tadeusz Janczar, Wojciech Młynarski, Eryk Lipiński, Krzysztof Teodor Toeplitz, Zdzisław Leśniak, Maciej Wierzyński, Zbigniew Kurtycz, Bohdan Tomaszewski.
ZA: legionisci.com
M. Makuliński, W. Piekarski, A. Witkowski, "CWKS Legia 1967-1996 Kronika"
Nie licząc "Encyklopedii Fuji" poświęconego Legii, ostatnim była kronika wydana na 80-lecie klubu. Zebrano w niej informacje o sukcesach wszystkich sekcji Legii w latach 1967-96, czyli od czasu wydania solidnej, 1110 stronicowej księgi na 50-lecie klubu.
Jeśli ktoś spodziewał się równie bogatego wydania, co w 1966 roku z pewnością się zawiedzie. Kronika wydana przez Vipart zawiera przede wszystkim sukcesy każdej sekcji rok po roku oraz nazwiska zawodników i działaczy. Wszystko wzbogacone skromną liczbą fotografii autorstwa Witolda Podoleckiego, Wiesława Szewczyka i archiwum CWKS-u.
ZA: legionisci.com
ZAWODNICY/TRENERZY
W. Bołba, "Deyna geniusz futbolu książe nocy"
Prawdziwa, niewybielana i niebanalna historia Kazimierza Deyny. To opowieść o uwielbieniu i czci, którą po dziś otaczają go kibice Legii, i nienawiści, jaką okazywali mu fani innych polskich drużyn. O drodze na szczyt i upadku. To wreszcie opowieść o człowieku obdarzonym wybitnym talentem, ale także naznaczonym słabościami - niepohamowanym pociągiem do kobiet, skłonnościami do zdrady, alkoholu i hazardu. A o wszystkim w najdrobniejszych szczegółach opowiadają ludzie, którzy byli częścią tej Historii.
ZA: lubimyczytac.pl
R. Kołtoń, "Deyna czyli obcy"
Przecież Pan Bóg jest miłosierny. Deyna przeszedł barwną drogę ze Starogardu Gdańskiego aż po Kalifornię. Żył jak chciał, czy też jak potrafił. Po wyjeździe z Polski na pewno trawił go jakiś szczególny niepokój. Może ten karny z Argentyny z 1978 roku jest symbolem jego życia? Są karne, które się strzela i wznosi ręce do niebios, jak Deyna w meczu z Jugosławią na Mundialu w 1974 roku. Są i karne, które - mimo że piłka nie ląduje w siatce - pozostają bez konsekwencji. A są i takie, które marnują życie... W los Deyny po Mundialu w 1978 roku - w jeszcze większym stopniu niż wcześniej - wtargnęła frustracja, niezrozumienie, wyobcowanie. Nie można tego było stłamsić hazardem czy alkoholem... Historia polskiej piłki nożnej przez dziesiątki lat była zakłamana. Jedyną z legendarnych postaci futbolu nad Wisłą jest Kazimierz Deyna, który znalazł tragiczną śmierć na autostradzie w San Diego. Czy oficer Ludowego Wojska Polskiego może grać w Realu Madryt, hołubionym przez generała Franco? Jednocześnie Deyna jest pełen serwilizmu w stosunku do władzy komunistycznej, co najbardziej uwidacznia wywiad dla Stefana Szczepłka z 1977 roku. Komu potrzebne były takie słowa Deyny - na pytanie o najważniejsze wyróżnienie? - zapisane przez jego biografa: `Jestem kapitanem reprezentacji Polski. Jako jeden z nielicznych sportowców otrzymałem od I sekretarza KC PZPR, towarzysza Edwarda Gierka, list gratulacyjny. Taki sam list dostałem po meczu w Kopenhadze dla drużyny, jako kapitan. To coś więcej niż tylko sport`. Dopiero po trzydziestce Deyna może wyjechać na wymarzony Zachód. Wcześniej popada w konflikt z Kazimierzem Górskim, a wyzwanie rzuca mu młody Zbigniew Boniek... Deyna trafia do Anglii, a później USA, ale nie znajduje tam ani piłkarskiego, ani życiowego szczęścia. Roman Kołtoń kreśli - pod hasłem `Mundial życia` - portret Deyny na tle jego wielkich rywali w X finałach mistrzostw świata w 1974 roku, Franza Beckenbauera i Johanna Crauyffa.. Co zrobiła ta trójka ze swoim życiem? Czy Polak skazany był na tragiczny los tylko dlatego, że przyszedł na świat po niewłaściwej stronie żelaznej kurtyny? Sięgnij po `Deynę, czyli obcego`, aby poczuć klimat tamtych dni, gdy Biało-czerwoni byli czołową reprezentacją globu. Wstrząsające... Kim był kapitan złotej jedenastki z 1972 roku i `srebrnej drużyny` z 1974 roku? Piłkarskim geniuszem, niedocenionym i wygwizdanym przez kibiców? Ofiarą gry w wojskowym klubie Legia i bycia sportową ikoną PRL-u? Jak pokierował swoim losem na tle innych wielkich epoki . Franza Beckenbauera i Johana Cruijffa? Na ile czuł się obcy w środowisku, które określa się mianem `Orłów Górskiego`?
S. Szczepłek, "Deyna "
Niezapomniany komentator Jan Ciszewski powtarzał to jak mantrę przez całe lata siedemdziesiąte. Dziennikarze sportowi na świecie okrzyknęli piłkarza objawieniem futbolu. Grał genialnie. Popularny jak dziś Ronaldo i Messi, na polskich stadionach był wygwizdany. Pewnie dlatego, że współtworzyłsukces wojskowej Legii, znienawidzonej za to, że była pupilkiem władzy. Przystojniak, na boisku czarował piłkę, a poza nim –dziewczyny, przez które czasem znikał z treningów na parę dni. Prywatnie skromny, małomówny, wielki indywidualista, podczas meczu dusza zespołu.
On konstruował akcje, bo myślał najszybciej. On tylko rozdzielał piłkę, a od biegania byli inni. „Rogale” i „kaczki”, od których bramkarze dostawali „niestrawności”, były jego specjalnością. Grał fair. Kopiąc piłkę przez trzy czwarte życia, tylko raz dostał czerwona kartkę. Gdyby urodził się kilka lat później, zrobiłby na Zachodzie pewnie większą karierę niż Boniek. Po zwycięskich igrzyskach w Monachium, na których został królem strzelców, biły się o niego największe kluby Europy. Nie wyjechał. Najlepsze lata oddał Legii i reprezentacji.
Za; lubimycztac.pl
W. Bołba, "Deyna geniusz futbolu książe nocy"
Prawdziwa, niewybielana i niebanalna historia Kazimierza Deyny. To opowieść o uwielbieniu i czci, którą po dziś otaczają go kibice Legii, i nienawiści, jaką okazywali mu fani innych polskich drużyn. O drodze na szczyt i upadku. To wreszcie opowieść o człowieku obdarzonym wybitnym talentem, ale także naznaczonym słabościami - niepohamowanym pociągiem do kobiet, skłonnościami do zdrady, alkoholu i hazardu. A o wszystkim w najdrobniejszych szczegółach opowiadają ludzie, którzy byli częścią tej Historii.
ZA: lubimyczytac.pl
D. Janczyk, P. Dobrowolski, "Moja spowiedź"
Wielki talent. Rekordowy transfer. Nałóg, który zniszczył wszystko.
Świetny występ w młodzieżowych mistrzostwach świata w Kanadzie w 2007 roku pokazał, jak wielki drzemie w nim talent. Stawiano go w jednym szeregu z Sergio Agüero, chciały go u siebie Inter i Atlético, ale za rekordowe 4,2 miliony euro trafił do CSKA Moskwa. Stolica Rosji miała być trampoliną do wielkiej kariery Dawida Janczyka. Okazała się przekleństwem, które zapoczątkowało jego upadek…
Koledzy z drużyny, trenerzy, rodzina – w wywiadach udzielonych na potrzeby książki powtarzają jednym głosem: „Nie wiem jak do tego doszło, nic na to nie wskazywało, to był taki dobry, cichy chłopak”. A jednak w pewnym momencie coś poszło nie tak jak trzeba. Czy Dawid wróci jeszcze na właściwe tory?
"Moja spowiedź" to rozliczenie się z przeszłością jednego z największych talentów w historii polskiego futbolu. To opowieść o samotności, niewłaściwym towarzystwie, wizytach w najlepszych nocnych klubach, łatwych pieniądzach, braku cierpliwości. I o nałogu, który może rozpocząć się od jednego drinka.
Miał wszystko, by zostać drugim Lewandowskim. Dziś już nawet nie odcina kuponów od dawnej sławy. Walczy o powrót do normalnego życia.
ZA: lubimyczytac.pl
I. Koprowiak, A. Onyszko, "F*cking polak"
Jego książka wywołała w Danii skandal. Geje? „Nienawidzę ich”. Dziennikarki sportowe? „Głupie blondynki”. Duńczycy? „Zakłamany naród”. Jego ówczesny klub FC Midtjylland zwolnił go w trybie natychmiastowym. Wcześniej polski bramkarz musiał odejść z Odense, po tym jak został skazany za groźby pod adresem żony…
Teraz Arkadiusz Onyszko w nowej książce – napisanej specjalnie dla polskich czytelników – wraca do tamtych wydarzeń. Wspomina czasy, kiedy był gwiazdą duńskiej ligi, zdradza kulisy olimpijskiej reprezentacji z Barcelony, a także opowiada o Legii, Widzewie i Lechu z lat 90.
Prysznicowe dowcipy Jóźwiaka. Wizyta z Citką na Jasnej Górze. Lekkoduch Reiss, wkurzający Wichniarek i Łapiński zakochany w Tomb Raiderze. Cała prawda o życiu w Danii i Polsce, o „nowym życiu”, które otrzymał od Boga po chorobie i udanym przeszczepie nerki.
Za; lubimycztac.pl
P. Dobrowolski, "Terlecki"
Reportaż Piotra Dobrowolskiego o ostatnich latach życia Stanisława Terleckiego (ur. 13 listopada 1955 w Warszawie, zm. 28 grudnia 2017 w Łodzi) – polskiego piłkarza, reprezentanta Polski grający na pozycji napastnika lub pomocnika. Zawodnika Gwardii, ŁKS, Legii, czy New York Cosmos. Rozmowy z kolegami z boiska m in: Grzegorzem Lato, Włodzimierzem Żmudą, czy trenerem Jackiem Gmochem.
W. Kowalczyk, K. Stanowski, "Kowal. Prawdziwa historia"
Barwna autobiografia jednej z największych legend polskiego futbolu - Wojciecha Kowalczyka - piłkarza Legii i hiszpańskiego Betisu, zawodnika srebrnej jedenastki Janusza Wójcika. Kowalczyk z niespotykaną szczerością przedstawia swoją historię, blaski i cienie polskiego futbolu. Piłka nożna w tej książce jest w sumie pretekstem do pytania: co jest w życiu najważniejsze? - i z pośród kilku odpowiedzi, które daje Kowal futbol wcale nie jest na pierwszym miejscu. Książka mówi tyle o życiu piłkarza, co głośna 'Futbolowa gorączka' Nicka Hornby'ego o życiu kibica
za: lubimyczytac.pl
M. Andrzejewski, "Lew wybrzeża "
Roman Korynt w barwach Legii debiutował 2 września 1951 roku w wygranym 2-1 spotkaniu z Polonią. Jako legionista zagrał także w reprezentacji Polski. Służbę wojskową zaczął odbywać nie w Legii, a w Lubliniance. Z Warszawy przeniósł się do Trójmiasta (co ciekawe mieszkał w Gdyni), gdzie do końca kariery zawodniczej był zawodnikiem Lechii. Również po spadku BKS-u do niższych klas rozgrywkowych.
W krótkiej książce poznajemy niewiele informacji o dzieciństwie Korynta. Dowiadujemy się, że początkowo równolegle trenował boks, a Feliks Stamm widział w nim dobrze zapowiadającego się pięściarza. Ostatecznie wybrał piłkę nożną. Jego marzeniem było rozegranie 50 spotkań w reprezentacji Polski, ale to nie dane mu było z dwóch powodów. Polacy w tamtym okresie nie grali zbyt wielu oficjalnych spotkań, a sam Korynt przeskrobał na jednym z wyjazdów... pisząc list do znajomego, w którym zamarzyło mu się zawodowstwo, czyli otrzymywanie gratyfikacji finansowej za rozgrywanie spotkań. Kiedy list został przechwycony i wydrukowany w prasie, piłkarz był "skończony". Przynajmniej jeśli chodzi o występy w reprezentacji Polski. Na igrzyska olimpijskie do Helsinek nie pojechał, a IO w 1960 w Rzymie uciekły mu właśnie z powodu wykluczenia z reprezentacji Polski, z tak błahego,
Za: legionisci.com
R. Kosecki, D. Faron, D. Dobek, "Kosa. Niczego nie żałuję"
O kulisach przenosin z Legii do Galatasaray "Kosa" opowiadał już w kilku różnych wywiadach. Tym razem ponownie przytacza kulisy rozmów, a także kwot, które były uzgadniane. Zawodnik wspomina również powitanie w Turcji, występy w klubie ze Stambułu, a także sporo miejsca poświęca kolejnym etapom kariery - w Hiszpanii (Osasuna, Atletico) i Francji (Nantes i Montpellier). W między czasie przytaczane są występy w reprezentacji Polski i jego dobre bądź nieco gorsze relacje z kolejnymi selekcjonerami. Kosecki miał okazję zagrać w półfinale Ligi Mistrzów - w tej samej edycji, w której legioniści dotarli do ćwierćfinału. "Bardzo blisko najlepszej czwórki była też Legia, ale uległa Panathinaikosowi, z którym rywalizowaliśmy w grupie. Szczerze mówiąc, spodziewałem się telefonu z Łazienkowskiej z pytaniami o Greków. Mógłbym coś podpowiedzieć, jednak nikt nie zadzwonił" - opowiada w książce.
Ponowny transfer na Łazienkowską w 1997 roku mógł wcale nie dojść do skutku. Tym bardziej, że jak dowiadujemy się z książki, Kosecki był już dogadany z Widzewem. "Ostatecznie 1 września 1997 roku pojawiłem się na treningu w Łodzi. Najwierniejsi kibice Widzewa prawie sforsowali bramy zabezpieczające boczne boisko. W końcu wpuszczono ich na trybuny. Smuda zarządził ostry trening. Gdy doszło do wewnętrznej gierki, jako pierwszy strzeliłem gola, a pół tysiąca widzów zgotowało mi owację. Do tej pory miałem obawy, jak zostanę przez nich przyjęty. Kibice Widzewa szczerze nienawidzą się przecież z fanami Legii. Chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak miałbym przerąbane, gdybym wybiegł na murawę przy Łazienkowskiej w stroju Widzewa" - czytamy w rozdziale zatytułowanym "Jak zostałem Mistrzem Świata". "Kosa" przytacza również szybkie rozmowy z Legią, w dość nietypowym miejscu, ucieczkę z Łodzi w nocy... A także rozstanie po zaledwie kilku miesiącach z Łazienkowską i przenosiny tym razem do USA, gdzie rozegrał 50 meczów w barwach Chicago Fire.
Wśród opowieści reprezentacyjnych nie mogło zabraknąć tej dotyczącej pamiętnego meczu ze Słowacją, w którym piłkarz ukarany został czerwoną kartką podczas przeprowadzania zmiany przez selekcjonera. W książce "Kosa. Niczego nie żałuję" nie ma wybielania - jest sporo historii z szatni, okresów przygotowawczych, również z procentami w tle. Lektura to naprawdę ciekawa, którą czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Żałować jedynie można, że jest tak krótka - do połknięcia w nie więcej niż jeden wieczór. Bez wątpienia, dla kibiców Legii lektura obowiązkowa.
ZA: legionisci.com
J. Bryl "Wacław Kuchar"
Niewielu jest w historii naszego sportu tak wszechstronnych sportowców, jakim był Wacław Kuchar. Wywodził się z bardzo usportowionej rodziny i uprawiał wiele dyscyplin sportu, w kilku występował w reprezentacji Polski, zdobywał medale i tytuły króla strzelców. Dyscypliny, w których wyróżniał się to piłka nożna, skok wzwyż, bieg przez płotki, trójskok, hokej, łyżwiarstwo, łucznictwo, tenis i dziesięciobój.
Kuchar jako piłkarz zdobył 4 mistrzostwa kraju, 25 razy zagrał w reprezentacji Polski (9 bramek) i uczestniczył w Igrzyskach Olimpijskich w 1924 roku. W całej piłkarskiej karierze zagrał 1052 mecze i zdobył 847 bramek. Dwukrotnie był królem strzelców polskiej ligi (1922 i 1926, w barwach Pogoni Lwów). 9-krotnie zdobywał tytuły mistrza Polski w lekkiej atletyce (bieg na 800 metrów - 2 razy, bieg na 110 m przez płotki, bieg na 400 m przez płotki, skok wzwyż - 2 razy, trójskok, dziesięciobój - 2 razy). 22 razy zdobywał mistrzostwo Polski w łyżwiarstwie, zajął szóste miejsce na Mistrzostwach Europy w 1926 roku. Został drużynowym mistrzem Polski w hokeju na lodzie w 1933 roku.
Po zakończeniu kariery zawodniczej był trenerem, głównie młodzieży. W takiej właśnie roli pracował przez kilka lat w Legii.
Książka, która opisuje losy Wacława Kuchara oraz jego rodziny, jest świetną lekturą. Polecam ją nie tylko kibicom, ale przede wszystkim piłkarzom, którzy zaczytują się w biografiach współczesnych sportowców. Żaden z nich nie może się równać osiągnięciami z Kucharem. Czytając jak wyglądały kiedyś podróże drużyn sportowych na dalekie wyjazdy zagraniczne - zarówno pod względem warunków podróży, jak, i jej czasu - niektórzy obecni sportowcy powinni zastanowić się dwa razy, zanim powiedzą, że byli... przemęczeni po długiej podróży.
"Po trzech latach pracy z kadrą narodową piłkarzy, wiosną 1949 roku... CWKS Legia zwróciła się do PZPN abym zaopiekował się jako trener ich drużyną, na co PZPN wyraził zgodę. Najpierw zamieszkałem w pokoiku nieopodal stadionu, w domu na rogu Łazienkowskiej i Czerniakowskiej, a potem, gdy dostałem mieszkanie, mogłem sprowadzić, w październiku 1949 roku żonę i córkę. Przy współpracy kierowanej przeze mnie drużyny udało mi się podnieść kondycję i opanowanie techniki ruchowej przez graczy, pozostawiając innym trenerom zawodników do dalszego szlifowania formy i wprowadzenia taktyki, która uległa zmianie - z klasycznej na system WM" - wspomina na łamach książki Kuchar.
"Jesienią 1953 roku warszawska Polonia zwróciła się do Legii z prośbą o wypożyczenie klubowi pana Wacława" - pisze Jacek Bryl. Kuchar pracował w Polonii od stycznia 1954 roku do 1957. "Zaraz po Jubileuszu Legia zażądała od Polonii mojego powrotu do klubu wojskowych. (...) W CWKS Legia zostałem serdecznie przyjęty przez juniorów, których oddano mi w trenerską opiekę, co naprawdę wzruszało i dało bodziec do pracy z tą młodzieżą. Przystąpiłem do pracy z wielkim zapałem, a chłopcy dali się przekonać do dobrego trenowania" - wspomina Kuchar.
W 1963 roku Kuchar dostał Złotą Odznakę Honorową Legii. "Tej Legii, która powstała, gdy ile to lat się liczyło? Dziewiętnaście..." - komentował wielki sportowiec urodzony w 1897 roku.
za: legionisci.com
K. Stanowski, "Szamo"
Dawno nie śmiałem się tak przy lekturze, co nie uszło uwadze dzieciaków, które zaciekawione moim dobrym humorem, prosiły bym czytał im te śmieszne fragmenty. Jakoś trzeba było wybrnąć z tej sytuacji, bo przecież nie wszystkie fragmenty książki nadają się dla 5-latków i młodszych :). "Szamo" to w końcu nie zbiór bajek na dobranoc, a historia prawdziwych facetów, którzy i na boisku, i poza nim zachowywali się z charakterem.
Jeśli więc macie co najmniej kilkanaście lat lub pamiętacie "Szamo" z występów w barwach Legii warto sięgnąć po tę książkę. Nie jest to bynajmniej normalna biografia. W środku znajdziemy mnóstwo opowieści, a niektóre wcale nie dotyczą bezpośrednio Szamotulskiego. Opowiada o swoich kolegach z boiska, trenerach i innych sytuacjach, które słyszał, ale ma pewność, że były prawdziwe.
Dowiecie się jakim gościem był choćby Mirosław Jabłoński prowadzący swego czasu nasz klub, czy mecz z Widzewem z 1997 roku mógł zostać sprzedany, czy też jak "Szamo" traktował Stefana Majewskiego (były piłkarz Legii) i wielu, wielu innych. O Januszu Wójciku pewnie każdy ma swoje zdanie, ale i "Szamo" nie mógł pominąć "Wójta" w swojej książce. Są także historie o Pawle Janasie, Piotrku Mosórze, czy... Mirku Trzeciaku. Szamotulski, na którego cześć śpiewaliśmy swego czasu "Nie ma lepszego, od Grześka Szamotulskiego" (co zresztą wspomina do dziś!) sporo miejsca poświęca także kolegom z drużyn, w których występował, m.in. w Amice, czy w klubach austriackich. Dowiemy się także, jak mecze z bramki widzi bramkarz stojący między słupkami.
Pamiętacie eLkę w kółeczku wyciętą na głowie naszego bramkarza przed meczem z Polonią? Otóż okazuje się, że nie wszystkim w klubie spodobała się kibolska fantazja "Szamo". "Nie możesz zagrać z tą fryzurą" - powiedział Szamotulskiemu Mirosław Jabłoński. "To podburzanie kibiców. Musisz zmądrzeć" - dodał. "Trenrze nie zgolę" - odparł Szamotulski.
- Zgolisz.
- Nie zgolę.
- To ja cię nie wystawię.
- No to niech trener nie wystawia, ja nie zgolę.
- To naprawdę nie zagrasz.
- To ciekawe, co kibole powiedzą, jak pan mnie nie wystawi z tego powodu.
"Mirek podrapał się po głowie, spojrzał na mnie... A ja to spojrzenie znałem. Znowu uznał się za pokonanego" - opowiada Szamotulski. Dalej dowiadujemy się o tym, jak "Jabłuszko" nie chciał postawić na "Szamo" w pamiętnym Superpucharze Polski z Widzewem, przed którym nasz bramkarz miał ślub i wesele. "Nie będę pił, pójdę grzecznie spać, muszę zagrać w tym meczu... 'Jabłuszko' nie dawał wiary i próbował udawać stanowczego" - opisuje bohater książki. Więcej zdradzać nie będę, żeby nie psuć Wam doskonałej lektury.
Całość czyta się jednym tchem. Jeśli więc macie właśnie przerwę w pracy, czy szkole, albo po prostu kilka minut wolnego, warto szybko ruszyć do sklepu po tę pozycję, a kolejne 2-3 godziny poświęcić na lekturę. Zapewniam, że nie oderwiecie się od niej, a po skończeniu będziecie żałowali tylko jednego - że była zbyt krótka.
Za: legionisci.com
P. Czado, "Ewdward Szymkowiak"
O kulisach przenosin z Legii do Galatasaray "Kosa" opowiadał już w kilku różnych wywiadach. Tym razem ponownie przytacza kulisy rozmów, a także kwot, które były uzgadniane. Zawodnik wspomina również powitanie w Turcji, występy w klubie ze Stambułu, a także sporo miejsca poświęca kolejnym etapom kariery - w Hiszpanii (Osasuna, Atletico) i Francji (Nantes i Montpellier). W między czasie przytaczane są występy w reprezentacji Polski i jego dobre bądź nieco gorsze relacje z kolejnymi selekcjonerami. Kosecki miał okazję zagrać w półfinale Ligi Mistrzów - w tej samej edycji, w której legioniści dotarli do ćwierćfinału. "Bardzo blisko najlepszej czwórki była też Legia, ale uległa Panathinaikosowi, z którym rywalizowaliśmy w grupie. Szczerze mówiąc, spodziewałem się telefonu z Łazienkowskiej z pytaniami o Greków. Mógłbym coś podpowiedzieć, jednak nikt nie zadzwonił" - opowiada w książce.
Ponowny transfer na Łazienkowską w 1997 roku mógł wcale nie dojść do skutku. Tym bardziej, że jak dowiadujemy się z książki, Kosecki był już dogadany z Widzewem. "Ostatecznie 1 września 1997 roku pojawiłem się na treningu w Łodzi. Najwierniejsi kibice Widzewa prawie sforsowali bramy zabezpieczające boczne boisko. W końcu wpuszczono ich na trybuny. Smuda zarządził ostry trening. Gdy doszło do wewnętrznej gierki, jako pierwszy strzeliłem gola, a pół tysiąca widzów zgotowało mi owację. Do tej pory miałem obawy, jak zostanę przez nich przyjęty. Kibice Widzewa szczerze nienawidzą się przecież z fanami Legii. Chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę, jak miałbym przerąbane, gdybym wybiegł na murawę przy Łazienkowskiej w stroju Widzewa" - czytamy w rozdziale zatytułowanym "Jak zostałem Mistrzem Świata". "Kosa" przytacza również szybkie rozmowy z Legią, w dość nietypowym miejscu, ucieczkę z Łodzi w nocy... A także rozstanie po zaledwie kilku miesiącach z Łazienkowską i przenosiny tym razem do USA, gdzie rozegrał 50 meczów w barwach Chicago Fire.
Wśród opowieści reprezentacyjnych nie mogło zabraknąć tej dotyczącej pamiętnego meczu ze Słowacją, w którym piłkarz ukarany został czerwoną kartką podczas przeprowadzania zmiany przez selekcjonera. W książce "Kosa. Niczego nie żałuję" nie ma wybielania - jest sporo historii z szatni, okresów przygotowawczych, również z procentami w tle. Lektura to naprawdę ciekawa, którą czyta się bardzo przyjemnie i szybko. Żałować jedynie można, że jest tak krótka - do połknięcia w nie więcej niż jeden wieczór. Bez wątpienia, dla kibiców Legii lektura obowiązkowa.
ZA: legionisci.com
J. Kmiecik, P. Zarzeczny, "Jedenastka miliarderów"
"Jedenastka miliarderów" została, jak wskazuje na to tytuł, wydana jeszcze przed denominacją. Paweł Zarzeczny i Jacek Kmiecik opisują w niej losy 11 zawodników, którzy z ligi polskiej wyjechali za granicę. Opisano m.in. losy Dariusza Dziekanowskiego, Romana Koseckiego, Dariusza Wdowczyka, Mirosława Okońskiego czy obecnego trenera Legii, Jana Urbana.
"Kiedy się popatrzy, jak niewiele - w wymiarze sportowym - osiągnął w Szkocji Dariusz Dziekanowski, można nabrać wątpliwości co do jego piłkarskiej klasy. Tak chyba postąpili polscy dziennikarze, dość zgodnie wybierając 'Dziekana' najbardziej przereklamowanym graczem całej dekady lat osiemdziesiątych. Choć przez całą tę dekadę dławili się w komplementach i tonęli w pochlebstwach, skończyli ją, wylewając złość i żale, niespełnione marzenia. Dziekanowski, jak kiedyś Jacek Gmoch, padł ofiarą frustracji środowiska skórokopaczy. Jego główną winą było to, iż zarówno jako piłkarz i jako człowiek nie postępował w myśl utartych schematów. Jako zawodnik miał talent większy od Bońka, a kto wie, czy i nie od Deyny. Pod względem technicznym to jeden z niewielu Polaków dorównujący południowcom - jak Mirek Okoński. Drybling, technika strzału - to światowa czołówka. Dlaczego nie zrobił kariery, do której był predystynowany - wiadomo całkiem dobrze. W szczytowym okresie kariery nie otrzymał zgody na transfer do Interu Mediolan. (...)" - czytamy w książce.
Głośno w tamtym czasie było na temat transferu Romana Koseckiego do tureckiego Galatasaray i tego wątku oczywiście nie mogło zabraknąć w książce. "(...) Aferę dodatkowo rozgłaśnia odkrycie w umowie transferowej pewnej nieścisłości, która przy wygasaniu kontraktu może być języczkiem u wagi. Na jednym z dokumentów nie ma bowiem dokładnej daty zakończenia gry Romana Koseckiego w Galatasaray. Zamiast ostatniego dnia czerwca 1992 roku, podany jest tylko rok 1992. Jeśli więc Turcy się uprą, Kosa będzie zawodnikiem stambulskiego klubu pół roku dłużej, do 31 grudnia 1992 roku, a za ten okres występów Koseckiego w Turcji Polacy, a konkretnie warszawska Legia nie otrzyma ani centa. (...) Kosa nie chce zdradzić sumy swego kontraktu z tureckim klubem. Twierdzi, iż ujawnienie tej kwoty mogłoby ośmieszyć niektórych działaczy Legii, dumnych z tego, iż zrobili wspaniały interes, sprzedając go do Galatasaray za 450 tysięcy dolarów"
W książce napisano także o Jacku Zioberze, Ryszardzie Tarasiewiczu, Waldemarze Matysiku, Józefie Wandziku, Janie Furtoku, Robercie Warzysze, Andrzeju Buncolu, Marku Leśniaku i Andrzeju Rudym. Na końcu tej krótkiej publikacji znajduje się kilkanaście stron z fotografiami piłkarzy z dawnych lat.
za: legionisci.com
A. Strejlau, A. Person, "Autobiografia. Andrzej Strejlau"
Dwukrotnie był trenerem Legii (w latach 1975-79 i 87-89). Strejlau to chodząca encyklopedia futbolu, znany głównie ze współpracy z Kazimierzem Górskim w reprezentacji Polski. W "Autobiografii", wydanej rok po zakończeniu samodzielnej pracy z kadrą, opisuje swoje życie związane ze sportem, nie tylko piłką nożną.
Jak się okazuje, Strejlau uwielbiał grać w szczypiorniaka i długo nie mógł się zdecydować na jedną dyscyplinę. Cała publikacja napisana jest w formie wywiadu Andrzeja Persona ze Strejlauem.
W książce sporo miejsca poświęcono korupcji. "Legia za mojej kadencji żadnych meczów nie kupowała" - stanowczo mówi Strejlau. Nie znaczy to jednak, że grający w Legii piłkarze meczów nie sprzedawali innym. "Pamiętam mecz w Warszawie, przed którym zawodnik przeciwnej drużyny, a mój wychowanek z młodzieżówki, uprzedził mnie lojalnie, że nie wszyscy moi piłkarze będą w tym meczu grali w barwach Legii. Chodziło o to, że goście mieli nóż na gardle i zwycięstwo pozwalało im pozostać w pierwszej lidze. Po kilkunastu minutach wiedziałem, że mówił prawdę. (...) Widzę, że nasz napastnik wychodzi na czystą pozycję, a obrońca nawet go nie goni, bo dobrze wie, że po słabym strzale piłka za chwilę do niego wróci, podana przez bramkarza, i będzie można zacząć kontrakcję. Za dużo było tych sytuacji, żebym nie wiedział, co się święci. Na szczęście tamci nawet w bardzo dogodnych momentach nie byli w stanie strzelić gola i do przerwy było 0-0. Zanim zeszliśmy do szatni, podszedł do mnie sędzia i potwierdził to, co widziałem: 'Panie Andrzeju, oni chyba nie grają naprawdę'. 'Widzę, jeśli pan uważa, że mecz jest sfingowany, niech pan przerwie. Ma pan takie prawo'. W szatni dałem im 20 minut na normalną grę. Jeśli nic się nie zmieni, postanowiłem, że zmienię trzech zawodników. Nie wstawiając w to miejsce nikogo! Ja stracę pracę, ale oni zostaną skompromitowani na zawsze. (...) Gdy napastnicy zaczęli wreszcie celnie strzelać, a nie w boczną siatkę (to też stary sposób nabierania kibiców, którzy bardzo pochlebnie wyrażają się wtedy o strzelcu), otóż wtedy już nie miałem wątpliwości, że poskutkowało. Ciekawa rzecz, po strzelonej przez nas bramce zawodnicy przeciwnika podbiegli gremialnie do ławki swoich trenerów i działaczy: 'Od kogo kupiliście!'. Okrzyk ten słychać było aż na miejscach prasowych i w loży honorowej, zawsze w Warszawie przepełnionej. Nikt nie zareagował..." - czytamy.
Strejlau odpowiada także na pytanie "Jak poznać, że mecz jest sprzedany?". "Jest na to sto sposobów, generalnie czuje pan po tylu latach, że to nie jest gra naprawdę. Pomocnicy grają w poprzek, a nie do przodu, napastnik regularnie wychodzi na spalonego, dramatycznie rozkładając później ręce, że nikt mu nie podaje, a on przecież tyle biega. Z kolei gdy dostanie piłkę, oddaje ją do wychodzącego na czystą pozycję kolegi, ale prosto w... pięty. Nie ma możliwości przejęcia takiego podania" - mówił.
Strejlau nie zgadza się z twierdzeniem, że nie powiodło mu się z Legią, gdy pracował w niej od 1975 do 79 roku. "Byliśmy cały czas w czubie tabeli, właściwie co roku mogliśmy realnie myśleć o mistrzostwie Polski. Nigdy go nie zdobyliśmy, bo takie były czasy. Moja prywatna wojna z sędziami musiała obrócić się przeciwko Legii (...)" - wyjaśnia.
Do pracy przy Łazienkowskiej zniechęcił się po meczu Pucharu Polski z Polonią Bytom. "Gdy w półfinale PP przegraliśmy z Polonią Bytom w meczach wyraźnie wyreżyserowanych przez sędziów. Spotkanie w Bytomiu sędziował człowiek, z którym prowadziłem otwartą wojnę. Zobaczyłem go w ostatniej chwili, gdyż wcześniej zgłoszony był inny arbiter. Musiałem mieć mocno zdziwioną minę, bo nie omieszkał tego zauważyć. (...) Mecz przegraliśmy, odpadliśmy z Pucharu. Poszedłem do generała Barańskiego i powiedziałem, że to dalej nie ma sensu. Że moi następcy, a dotychczasowi współpracownicy, Brychczy i Ordon, na pewno osiągną lepsze wyniki. Bo ja po prostu jestem skreślony. Tak się stało, dwa lata z rzędu Legia zdobyła Puchar Polski" - wspomina Strejlau.
W książce dowiadujemy się także, że Strejlau był bliski podjęcia pracy w Widzewie. "(...) Nie zgodziłem się z trzech powodów. Pierwszy, że pracował tam jeszcze inny szkoleniowiec i wyrzucenie go w tym momencie byłoby nie do pogodzenia z etyką zawodową. Drugi, że związany byłem z Legią umową; chociaż faktycznie już nie prowadziłem zespołu, to jednak brałem pensję będąc na urlopie. Wreszcie trzeci, że coraz realniej zapowiadał się mój wyjazd do Grecji" - wyjaśnia.
Za: legionisci.com
J. Wójcik, P. Ofiara "Wójt"
Spowiedź życia najbardziej barwnej postaci polskiej piłki!
Wygodnie i jakże łatwo jest uczynić Janusza W. twarzą korupcji w naszym futbolu, zapominając, że w polskim bagnie od kilkudziesięciu lat umoczeni byli praktycznie wszyscy, a każdy oskarżony ma prawo do obrony.
Dla milionów Polaków Janusz Wójcik to jednak wciąż najpiękniejsze piłkarskie wspomnienia, ostatnie wielkie polskie sukcesy, unikalne metody motywacji, kąśliwy język i niezrównane poczucie humoru. A także fascynujące życie na krawędzi, pełne szalonych przygód, politycznych intryg, pięknych kobiet, najszybszych samochodów i najlepszych alkoholi.
Czytając tę książkę, wiele razy popłaczesz się ze śmiechu, wzruszysz się, wracając do cudownych piłkarskich lat, i zbulwersujesz, odkrywając mroczne sekrety polskiego sportu oraz polityki. Janusz Wójcik szyderczy, ironiczny i prowokujący jak nigdy dotąd!
Prawdziwy hit! Sentymentalnie, zabawnie, skandalicznie. Książka mojego ulubionego trenera, z którym osiągnąłem największy sukces w piłce nożnej. To wstrząśnie polskim futbolem!
Wojciech Kowalczyk
Janusz Wójcik ma tyle samo wrogów co przyjaciół. Biografie takich ludzi zawsze są ciekawe.
Andrzej Kostyra „Super Express”, Polsat Sport
Tomasz Łapiński przed meczem reprezentacji:
– Panie trenerze, ja nie będę dzisiaj grał – oznajmił.
– Łapa, co ty pierdolisz?!
– Źle się czuję, trenerze, chyba zaraz zemdleję…
– Ja ci, kurwa, zemdleję. Dostaniesz przez łeb, to ci się poprawi.
O Jagiellonii Białystok:
Ludzie zjeżdżali nawet spod granicy, zimą najczęściej saniami, po 10–15 osób na jednych. Po drodze pili gorzałę, a kiedy docierali na miejsce, „parkowali” sanie pod stadionem. Pokażcie mi teraz taki klub!
O Renacie Beger i Samoobronie:
Kurwiki w oczach posłanki Begerowej doprowadziły do tego, że o Samoobronie mówiło się potem, że to ekipa dzikich byków rozpłodowych, które nic innego nie robią, tylko atakują każdą kobitę, żeby ją wydupczyć. Mieliśmy bardzo dobre stosunki – ale podkreślam, tylko te klubowe. Bardzo mnie lubiła, choć na nią nie poleciałem. Nie ta waga.
O aresztowaniu:
Tymczasem policjanci przeszukali dom, zabezpieczyli laptopa, telefon i mój notes.
– Panowie, nie czytajcie dokładnie wszystkich moich zapisków, bo tam jest kilka takich nazwisk, że się przestraszycie. Nie chodzi o Fryzjera czy innych frajerów związanych z piłką, ale o tych ze szczytów.
Odpowiedzieli sucho:
– To już nie nasza sprawa.
Janusz Wójcik – polityk, piłkarz i przede wszystkim trener, któremu zawdzięczamy ostatni wielki sukces polskiej piłki nożnej: srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie w 1992 roku. W latach 1997–1999 selekcjoner reprezentacji Polski – w eliminacjach Euro 2000 do awansu do baraży zabrakło mu jednego punktu. Mistrz Polski z Legią Warszawa w 1993 roku (tytuł odebrany przez PZPN), trenował także reprezentację Syrii, Anorthosis Famagusta, Jagiellonię Białystok, Pogoń Szczecin, Śląsk Wrocław i Widzew Łódź. Trzykrotnie wybierany trenerem roku na Bliskim Wschodzie. W latach 2005–2007 poseł na Sejm z ramienia Samoobrony Andrzeja Leppera. Niezrównany motywator, przypisywanych jest mu wiele kultowych powiedzonek, część z nich na stałe weszła do języka polskiego: „Kasa, misiu, kasa”, „Tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”, „Kiełbasy do góry i golimy frajerów!”, „Fabik, co ty, kurwa, robisz, ty idioto, ty! Nie mam bramkarza, kurwa, gramy bez bramkarza! Widziałeś, widziałeś co on robi, kurwa? On odbija, siatkówka, kurwa!”.
Przemysław Ofiara – od 2006 roku dziennikarz sportowy „Super Expressu”, gdzie pisze o Ekstraklasie i reprezentacji Polski. Ponadto współpracował z „Magazynem Futbol”, „FourFourTwo” i telewizją Fokus.
ZA: lubimyczytac.pl
R.Nahorny, "Pele, Boniek i ja"
Ma rację Stasiek Terlecki pisząc, że gdybym wtedy był z nimi na Okęciu, to nie byłoby bandy czworga. Dlaczego? Bo... bylibyśmy wówczas w pięciu. Razem bowiem szczekaliśmy kiedyś na dziennikarzy, razem też wzięlibyśmy w obronę Józka Młynarczyka. Ale przede wszystkim razem z Terleckim zagraliśmy wiele wspaniałych meczów. Porównywany często do Roberta Gadochy, na murawie w niczym mu nie ustępował, a już poza boiskiem, pod wieloma względami, na przykład charakterem, z pewnością go przewyższał. Do dziś nie mogę odżałować nieobecności Staśka podczas argentyńskiego mundialu, na który zasłużył jak mało kto. Choćby znakomitym występem w eliminacjach przeciwko Portugalii w Porto. Był pewniakiem w kadrze Jacka Gmocha i gdyby nie kontuzja, zagrałby z nami być może nawet o medal.Zabrakło też Staśka cztery lata później w Hiszpanii. Wtedy jednak na przeszkodzie stanął jego wyjazd do USA. Zadarł z wiceprezesem PZPN i w efekcie wyleciał Stasiek w Cosmos. Finansowo nie stracił, ale swego wielkiego talentu do końca rozwinąć nie mógł. Szkoda... Za to przygód przeżył co niemiara, więc nic dziwnego, że w końcu sięgnął po pióro. Grzegorz Lato
za: lubimyczytac.pl
J. Perzyński, "Smolar"
ra z orzełkiem na piersi była spełnieniem jego dziecięcych marzeń. Futbol miał we krwi, w genach.
Zadziorność, nieustępliwość i chęć parcia do przodu zapewniła mu nieśmiertelność. W Widzewie już żaden piłkarz nie zagra z 11 na koszulce. Dwukrotne zdobył dla nich mistrzostwo Polski (1981 i 1982 r.), a raz Puchar Polski (1985 r.). W 1983 r. awansowali do półfinału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych eliminując w ćwierćfinale jedną z najsilniejszych wówczas drużyn świata - Liverpool FC.
Polacy pokochali go w 1981 roku, kiedy zdobył dwie bardzo ważne bramki w meczu z NRD w Lipsku (3:2). To dzięki tej wygranej zapewnił nam udział w finałach MŚ 1982, gdzie przeszedł do historii w meczu z ZSRR. Ośmieszając zawodników Związku Radzieckiego słynnym tańcem w narożniku sprawił że - jak wspomina Janusz Kupcewicz „Ruskie w ogóle nie wiedzieli wtedy, co się dzieje”. To dawało nadzieję, że damy rade!
W reprezentacji Polski rozegrał 60 meczów. Strzelił 13 bramek, dziewięciokrotnie wystąpił jako jej kapitan. Smolarek to również dwukrotny uczestnik finałów mistrzostw świata. W 1982 w Hiszpanii za zdobycie III miejsca zdobył srebrny medal, 4 lata później w Meksyku był zdobywcą jedynej bramki dla Polski. Był bohaterem nie tylko dla Polaków!
Włodzimierz Smolarek to jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii całej polskiej piłki nożnej. Ceniony jest do dzisiaj przez wszystkie pokolenia kibiców za światową klasę, niezwykłą zadziorność, waleczność, bojowość i ambicję.
ZA: lubimyczytac.pl
J. Wójcik, "On, Strejlau"
W środowisku budzi szacunek. Stacje telewizyjne ustawiają się w kolejce po trzy zdania komentarza do każdej wiadomości ze świata futbolu. Jego głos eksperta zna prawie każdy telewidz.
Wydaje się nie do zastąpienia, ale był przeważnie obcym, który nie pasował do układanki w naszej piłce. Za inteligentny i za uczciwy. Do tego niepijący alkoholu. Ktoś taki był i jest z definicji podejrzany. Bez wahania zabierał głos w różnych gremiach, zawsze gdy nie zgadzał się z jakąś tezą. Nie kalkulował, co mu się opłaci. Do dziś jest romantykiem futbolu. Do bólu logicznym.
Rzadko mówiono o nim w towarzystwie per Andrzej. Raczej Strejlau. Z dodatkiem – ON. Dziwne nazwisko dziwnego faceta… Teraz, po trzech ćwiartkach wieku spędzonych przy piłce, przyszedł czas rozliczenia.
Dwóch dobry znajomych spotkało się i zaczęło rozmawiać, a z konwersacji wyszedł niezwykle porywający wywiad-rzeka. Współpraca Strejlaua i Chromika była gwarantem dokładności i merytoryki, a efekt finalny przerósł najśmielsze oczekiwania.
Rodzinne losy, kulisy sukcesów drużyny Kazimierza Górskiego, korupcja w futbolu i podłoże konfliktu z Jackiem Gmochem – nie tylko o tym opowiada z charakterystyczną dla siebie swadą. To czyta się tak, jakby się słuchało kolejnego komentowanego przez niego meczu!
Opinie o książce sportowej:
Jerzy Chromik udowadnia w swojej arcyciekawej książce, że Andrzej Strejlau wszystko ma po meczu, a nic po kądzieli.
Filip Bajon
Nigdy nawet nie myślę ON, zawsze – TRENER Andrzej Strejlau… To mój ukochany gość w studiu. Wystarczy powiedzieć „proszę” i tylko wsłuchiwać się w historie, anegdoty, taktyczne zawiłości. Nie sposób się nie zachwycić. Wiedza, niebywała pamięć, lekkość opowiadania i ten charakterystyczny głos… Ale ta książka to coś więcej. Bo tylko spotkanie dwóch gawędziarzy pozwala poznać odpowiedzi na niezadane dotąd pytania: jakie miejsce w życiu Trenera zajmują koszykówka i boks; jak można zgubić ząb w drodze do Glasgow i dlaczego Bohater boi się koni, a kocha psy. To też subiektywna – nie może być inaczej – historia najdłuższego sporu polskiego futbolu. Ale dla mnie ta książka to również (a może przede wszystkim?) historia miłości do Niej… i wcale nie mam tu na myśli piłki nożnej…
Paulina Chylewska, Polsat Sport
Jak ktoś się interesuje sportem, to musi czytać kolegę Chromika. A jak Chromik spisuje rozmowę ze swoim kolegą Strejlauem, to musi przeczytać tym bardziej. Zwłaszcza jak ma około 60 lat i chciałby się dowiedzieć, co się działo w polskim futbolu, jak miał ich około 16. A kto by nie chciał? Służby specjalne ujawniają swoje archiwa po 50 latach. On, Strejlau, ujawnia je trochę wcześniej. Jest co czytać. Nie tylko o konflikcie z Gmochem. A Jerzy Chromik pisze, jak Jerzy Chromik biegał. Mistrz(owie).
Prof. Robert Gwiazdowski, Uczelnia Łazarskiego
Tak, wiem, ta książka i tak stanie się głośna jako polemika Andrzeja Strejlaua z Jackiem Gmochem. Nie twierdzę oczywiście, że ten wątek jest nieciekawy – rzecz w tym, że jest w niej dużo, dużo więcej. Klimat czasów przede wszystkim. Portrety tworzących je ludzi. Smak wypalanych w trakcie meczu papierosów. Zapach szatni: czasami niewolny od trawionego jeszcze alkoholu, czasami zamieniający się w korupcyjny smród. Nade wszystko mamy tu spotkanie dwóch przyjaciół – legendy polskiej myśli szkoleniowej z legendą polskiego dziennikarstwa sportowego. Nadzwyczajna lektura.
Michał Okoński, „Tygodnik Powszechny”
I wróciły piękne wspomnienia z czasów, kiedy polska piłka mieściła się w ścisłej czołówce światowej, między innymi dzięki takim trenerom jak Andrzej Strejlau. Nie grały wówczas pieniądze, ale serce i miłość do sportu. Jako piłkarz Reprezentacji Artystów Polskich miałem wielki zaszczyt poznać po latach Pana Andrzeja. Gościłem Go nawet z wybranką jego serca (oraz specjalistką w doborze garniturów i krawatów) w skromnych progach w rodzinnym Zamościu. Ta książka to wspaniała biografia człowieka niezłomnego, mającego swoje zdanie, niezależnie od okoliczności i przeciwnika. Forma – wywiad rzeka – znakomicie oddaje i podkreśla charakter bohatera. Zachęcam Państwa do lektury.
Witold Paszt, Grupa VOX
Zaczyna się od trzęsienia ziemi: Andrzej Strejlau jednak nie jest Łotyszem. A potem rośnie – i napięcie, i liczba anegdot. Nie wolno się zagapić, bo tu się wszystko szybko dzieje: Andrzej Strejlau jeszcze przed chwilą rozmawiał z Jackiem Kaczmarskim, a już jest u boku Elizabeth Taylor albo z kosmonautą Armstrongiem. Walczy w ringu, trenuje w Varsovii na długo przed Robertem Lewandowskim, rozgrywa swój pierwszy mecz z Jackiem Gmochem. I ten akurat mecz się trochę przedłuży, na całe życie. Jako doraźny szofer trenera Strejlaua czułem się podczas tej lektury, jakbyśmy znów skądś razem wracali: Pan Andrzej siedzi obok, mówi mi, jak mam kierować, i opowiada historię życia. I tak nam się dobrze jedzie przez te ponad 400 stron.
Paweł Wilkowicz, redaktor naczelny Sport.pl
Za: llabotiga.pl
R.Nawrot, "Okoń"
...książka poświęcona bodaj najlepszemu technikowi w historii polskiej piłki nożnej, reprezentantowi Polski, ikonie Lecha Poznań i wreszcie niezwykle barwnej postaci w ogóle, MIROSŁAWOWI OKOŃSKIEMU. Książka, której autorem jest Radosław Nawrot, jest swego rodzaju eksperymentem. Bo jak sam Nawrot podkreśla, Okoński to postać, która jak ulał pasuje do beletrystyki.
za: lubimyczytac.pl
R. Chomicz, "Okoń
Mirosław Okoński był z pewnością nietuzinkowym zawodnikiem. Kibicom kojarzy się pewnie przede wszystkim z Lechem, ale urodzony w Koszalinie zawodnik był przez dwa lata piłkarzem Legii. Z klubem z Łazienkowskiej dwukrotnie świętował zdobycie Pucharu Polski. W wydanej przed laty książce "Okoń" Ryszard Chomicz przedstawił sylwetkę jednego z najlepszych zawodników w historii polskiej piłki.
Do dziś krążą legendy jak Okoński trafił do Legii - jakoby został ściągnięty siłą do wojska. Autor książki o "Okoniu" podaje jednak, że zawodnik dobrowolnie przeszedł do Legii. Wszystko zaczęło się od zawieszenia piłkarza przez Wydział Dyscypliny PZPN na 3 miesiące za spóźnienie się na zbiórkę reprezentacji młodzieżowej. Wtedy zgłosili się do niego działacze Legii i doszło do spotkania Okońskiego z pułkownikiem Zenonem Olszakiem, który przekonywał m.in., że Lech w przeciwieństwie do Legii nie będzie w stanie anulować mu kary zawieszenia. Do ostatecznych rozmów doszło w Warszawie, za plecami Lecha. "(...) Wcześniej umówiłem się telefonicznie z ludźmi z Legii, gdzie będzie czekał na mnie samochód. Znalazłem go bardzo szybko. Zawieziono mnie na Łazienkowską. Tam doszło już do bardzo konkretnych rozmów, w wyniku których zgodziłem się ostatecznie na dwuletnią grę w Legii. Zostawiłem swoją książeczkę wojskową, żeby wszystko mogli pozałatwiać tak jak trzeba. Było to konieczne, ponieważ miałem tam wpis o odroczeniu" - wspomina Okoński na łamach książki... i przyznaje, że nie najlepiej zachował się wobec trenera Łazarka, któremu nic nie powiedział o swojej decyzji. Ten dowiedział się o wszystkim dopiero następnego dnia, gdy napastnik nie pojawił się na treningu "Kolejorza".
Okoński po raz pierwszy wystąpił w barwach Legii przeciwko Lechowi w finale PP w 1980 roku w Częstochowie. Pamiętnym nie tylko ze względu na wygraną Legii 5-0, ale i awantury w mieście i trybunach, o których mówi się do dziś. "Zastanawiałem się bardzo długo czy grać, czy nie grać w tym meczu. Po prostu bałem się. Gdybym jednak nie zagrał, na pewno poniósłbym poważne konsekwencje w Legii, ponieważ dla niej był on bardzo ważny. Zresztą działacze powiedzieli mi już dużo wcześniej, abym w ogóle nie myślał o tym, że mogę w nim nie wystąpić. Nie było tutaj żartów, gra szła o zbyt dużą stawkę" - wspomina.
Ś.P. Ryszard Chomicz opisuje także dalsze losy Okońskiego - powrót do Lecha, wyjazd do Bundesligi i do Grecji oraz ponowny powrót do Poznania - najpierw do Lecha, później Olimpii. O Okońskim w Warszawie do dziś wiele mówią (głównie pozytywnie) zawodnicy różnych sekcji naszego klubu. Tym bardziej żałować można, że książka jest tak krótka - właściwie do przeczytania jednym tchem przy półce sklepowej. Inna sprawa, że w żadnym sklepie jej nie dostaniemy - to dziś towar deficytowy (nawet w antykwariatach). Szkoda, że do dziś nikt nie pokusił się o reedycję. Jak komuś wpadnie w ręce - nie przegapcie okazji, warto.
Za: legionisci.com
S. Orzoł, "Dziekan"
Dariusza Dziekanowskiego kibicom Legii przedstawiać nie trzeba. Wielu fanów do dziś wspomina fantastyczne występy i bramki "Dziekana" dla naszego klubu, szczególnie tę zdobytą w meczu z Bałtykiem Gdynia. Przed laty głośnym echem odbiła się słynna wypowiedź Dziekanowskiego nt. kojącego powiewu warszawskiego powietrza. Znacznie ciszej było o wydanej przed 9 laty książce o Dziekanowskim.
Ta zawiera opis piłkarskiej przygody Dziekanowskiego od początku aż do zawieszenia butów na kołku. "Kiedy miałem 10 lat zgłosiłem się do Miejskiego Ośrodka Piłkarskiego - szkółki piłkarskiej przy starej FSO. Cieszyła się ona wielkim powodzeniem, ale niełatwo było się do niej dostać, na zainteresowanych czekały testy. Ponieważ byłem chłopcem raczej filigranowym, nie udało mi się przez nie przebrnąć. Na szczęście grający wówczas w Polonii brat mojej mamy podsunął moim rodzicom myśl, by spróbowali zapisać mnie do trampkarzy tego klubu. Tym razem się udało, choć na prawdziwy trening musiałem poczekać jeszcze rok, bo - jak powiedział trener Adam Tarkowski - moja drobna budowa ciała uniemożliwiłaby mi skuteczną rywalizację z na ogół starszymi i lepiej zbudowanymi chłopcami" - wspomina w książce Dziekanowski.
Książka zawiera wyniki wielu meczów, w których brał udział Dziekanowski, wraz z komentarzem, ponadto miejsca w przeróżnych plebiscytach czy jedenastkach kolejki, sezonu, rundy. Autor wplata oczywiście wypowiedzi Dziekanowskiego - zarówno z okresu, gdy ten jeszcze był czynnym zawodnikiem, jak i te z perspektywy czasu.
W książce znajdziemy opis nie tylko klubowej, ale i reprezentacyjnej przygody Dziekanowskiego, jego spory z trenerami. Nie zabrakło także dokumentacji wszystkich meczów w reprezentacjach Polski wszystkich kategorii wiekowych. Sporo miejsca, siłą rzeczy, poświęcono Legii. Można dowiedzieć się np. czy Legia starała się pozyskać "Dziekana", gdy ten był piłkarzem Gwardii, a także jak radził sobie w lidze szkockiej.
"W milicyjnej Gwardii zastępczo odsłużyłem wojsko. W 1983 roku zaproszono mnie na Łazienkowską, do siedziby Legii. Pułkownik Olszak nie bawił się w kurtuazję, zapytał wprost, czego oczekuję za grę w jego klubie. Wymieniłem kilka rzeczy i w rewanżu usłyszałem: 'A wiecie, że jesteście żołnierzem? No to zastanówcie się, bo wkrótce i tak tu traficie...'" - wspomina na łamach książki Dziekanowski. Jak wiadomo, na przeprowadzkę do Legii trzeba było trochę poczekać. Najpierw bowiem był rekordowy transfer do Widzewa, tam sukcesy, a następnie szczery wywiad z zawodnikiem, który trochę namieszał, zresztą nie tylko w Łodzi.
Za: legionisci.com
.
CZASOPISMA
Nasza Legia (archiw. 1997-2007)
7 kwietnia 1997 roku, w kioskach całej Polski ukazał się pierwszy numer pisma dla kibiców, które cieszyło się uznaniem przez kilkanaście lat. Nasza Legia zaczynała jako tygodnik z 16 stronami, z zerowym archiwum zdjęciowym i niewiele większymi doświadczeniami. Później było stron 32, a gdy była okazja (przy numerach specjalnych czy świątecznych) nawet 68. Po zmianie wydawcy w 2008 roku (NL stała się oficjalnym wydawnictwem Legii Warszawa), przez moment zeszczuplała o stron osiem, by później mieć ich 100 i ukazywać się jako miesięcznik.
Był to pierwszy i przez wiele lat jedyny magazyn klubowy w Polsce. Doczekał się ponad 600 numerów (nie licząc gazetowego wydania biuletynu, wydanego przez CWKS Legia z okazji pierwszego meczu 1/2 finału w rozgrywkach o Puchar Europy Mistrzów Klubowych w sezonie 1969/1970, pomiędzy Legią i Feyenoordem Rotterdam, rozegranego 1 kwietnia 1970 roku). W roku 1997 pismo utworzył wielki pasjonata piłki i kibic Legii Wiesław Giler.
Przez lata pokolenia dziennikarzy starały się wypełnić to przesłanie, z całkiem niezłym skutkiem. W redakcyjnej stopce pierwszego numeru widniały nazwiska: Wiesława Gilera, Roberta Piątka, Bogdana Bańki, Renaty Blaźniak, Pawła Burlewicza, Wojciecha Hadaja, Jacka Kostantego, Łukasza Kowalskiego, Jakuba Moryca, Mirosława Skowrona, Joanny Jagodzińskiej, Kuby Atysa czy Witolda Chudoby. Przez lata zespół redakcyjny rósł w siłę, pojawiali się kolejni dziennikarze, którzy właśnie w „Naszej Legii” stawiali pierwsze kroki przed wypłynięciem w szeroki dziennikarski świat. 23 lata to dużo, jeśli kogoś pominęliśmy, to tylko przez zwykły przypadek. Przedstawiamy więc w kolejności alfabetycznej tworzących NL żurnalistów, grafików i fotoreporterów: Jacek Bednarz, Marcin Bodziachowski, Dominika Bołba, Wiktor Bołba, Paweł Burlewicz, Danuta Chalimoniuk, Małgorzata Chłopaś, Paweł Chrząszcz, Wiktor Cegła, Paulina Czerwińska, Adam Dawidziuk, Maciej Dobrowolski, Radosław Firlej, Dorota Górska, Agnieszka Hoppe, Jędrzej Hugo-Bader, Marek Ignasiewicz, Bartosz Jabłoński, Tomasz Janus, Piotr Jarek, Grażyna Jeżak, Grzegorz Kalinowski, Emil Kamiński, Grzegorz Karpiński, Mikołaj Komar, Piotr Kosmala, Mateusz Kostrzewa, Janusz Kożusznik, Piotr Kucza, Emil Kuras, Jerzy Lechowski, Krzysztof Mocek, Maciej Moch, Paweł Mogielnicki, Piotr Niemiec, Paweł Nowakowski, Łukasz Olkowicz, Janusz Partyka, Sebastian Perchel, Adam Polak, Edwin Radzikowski, Krzysztof Radzimski, Agnieszka Roszuk, Maciej Rowiński, Dagmar Siemiątkowski, Rafał Sobieszczak, Tomasz Stanek, Krzysztof Stanowski, Konrad Strózik, Artur Szczepanik, Marcin Szuba, Zofia Szuster, Bartłomiej Szyperski, Rafał Ślaski, Leszek Świder, Mieczysław Świderski, Paulina Tarach, Michał Trociński, Paweł Wargenau, Eugeniusz Warmiński, Maciej Weber, Mariusz Wolski, Paweł Zarzeczny, Ireneusz Zawadzki, Aleksandra Żaczek i Robert Żukowski. Wszyscy oni tworzyli ulubione pismo kibiców w Łazienkowskiej.
za: legia.com
Legia Warszawa. Oficjalny Program Meczowy
Gazeta ukazująca się "co mecz u siebie" wydawana przez redakcję internetowego serwisu Terapasy.pl. Pierwsze czasopismo o Cracovii rozdawane bezpłatnie Inicjujący numer został wydany we wrześniu 2010
Gazeta meczowa CRACOVIA pojawia się przed każdym spotkaniem, które zespół rozgrywa na własnym stadionie. Czasopismo dostępne bezpłatnie w wersji papierowej oraz elektronicznej na stronie klubowej. Pierwszy numer został wydany 10 lutego 2012 .
Młoda Legia
Wydawane przez Edipresse Polska wraz Legią Warszawa, a nakład wynosił ok. 40 tysięcy egzemplarzy, które dystrybuowane były w całym kraju.
za: legionisci.com
Młody Legionista
Wyjątkowa książeczka/czasopismo z aktywnościami związanymi z tematyką sportową, w tym piłką nożną, o różnym poziomie trudności i z uwzględnieniem grupy wiekowej odbiorcy oraz jej umiejętności, wspomagające rozwój pamięci, uwagę, koncentrację oraz wyobraźnię. Młodzi fani Legii znajdą tu:
- gry i zabawy logiczne wspomagające koncentrację oraz pamięć (labirynty, proste liczenie, wykreślanki, rebusy - np. z którego powstanie hasło ze szkółek piłkarskich: Jestem lepszym każdego dnia itd.);
- klasyfikowanie (tworzenie zbiorów przedmiotów ze względu na jakieś cechy wspólne);
- szeregowanie (umiejętność tworzenia konsekwentnych serii).
Przewodnikiem po zabawach jest chłopiec o imieniu Kuba (sześciolatek, pasjonat piłki nożnej) oraz dziewczynka i maskotka Legii - miś Kazek.
Gwiazdy Legii (kolekcja przerwana)
Magazyn poświęcony ponad 100-letniej historii Legii Warszawa. Znajdziemy w nim ciekawostki, przypomnienie najważniejszych wydarzeń i osób związanych ze stołecznym klubem. Dzięki współpracy z Legią Warszawa wszystkie artykuły są ilustrowane wyjątkowymi i unikatowymi zdjęciami z archiwów klubu.
Do każdego wydania dołączony jest medal z gwiazdą Legii.
Kolekcja przerwana jak wynika z fanpage: LINK
INNE
M. Nowakowski, "Okragły przekręt"
Książka "Okrągły przekręt", która dość niedawno trafiła na rynek to nic innego jak opowieść o korupcji w polskiej piłce. Niby fikcyjna, ale każdy znajdzie mnóstwo podobieństw do rzeczywistości. I tak "Fryzjer" ma swoją ksywę, klubom także je pozmieniano, ale nawiązania do nich są aż nadto wyraźne, by ich nie dostrzec.
W książce Nowakowskiego, po zatrzymaniu "Fryzjera", proceder ustawiania meczów wcale nie skończył się. Po prostu kto inny stanął na jego czele i ustalał, kto ma zostać mistrzem Polski. Legia jest tu podawana jako "Nike Warszawa", Śląsk - "Silesia" i tak dalej. Nie brakuje wątku obstawiania "pewniaków" u buka, w czym oczywiście królują najlepiej poinformowani.
Jednym z bohaterów powieści jest początkujący dziennikarz, który rozpoczyna serię artykułów na zlecenie naczelnego najbardziej poczytnej sportowej gazety w kraju, na temat sprzedawania i kupowania meczów (swoją drogą nie skończył najlepiej). Jak się później okazuje, naczelny sam ma sporo za uszami, co młody dziennikarz odkrywa niespodziewanie. W końcu decyduje się na napisanie dwóch książek na temat korupcji, a w przejrzeniu na oczy pomaga mu były asystent jednego z najlepszych (także w ustawianiu meczów) arbitrów w Polsce.
ZA: legionisci.com
D. Tuzimek, "Spowiedź fryzjera. Szokująca prawda o korupcji w polskim futbolu"
Pojawienie się "Spowiedzi Fryzjera" na rynku nie było jakoś specjalnie nagłośnione. Gdy jednak książka ujrzała światło dzienne, w możliwie najkrótszym czasie postarałem się ją nabyć i przeczytać. Oczywiście interesowały mnie nie tylko "mechanizmy" rządzące polską piłką w minionych latach, ale szczególnie uczciwość piłkarzy Legii w przeszłości.
Tak więc czytając, jakby nie patrzeć, ciekawą i wciągającą pozycję na rynku wydawniczym, w napięciu czekałem na jakiś wątek dotyczący osób związanych z Legią. "Fryzjer", czyli Ryszard Forbrich opisuje nie tylko jak i gdzie dogadywano podpieranie jednej lub obu nóżek, pipkowano itp., ale również cały przebieg zatrzymania go przez policję i przewiezienie do Wrocławia oraz pobyt w więzieniu. Najciekawsza jest jednak spowiedź, jak Forbrich wchodził w interes i stał się jego istotnym punktem. Bo choć sam przekonuje, że do "szefa mafii piłkarskiej" mu daleko, to pipelokiem nigdy nie był. Z książki można dowiedzieć się także, kto miał kontakty z "Fryzjerem", a później nagle dostał amnezji. Gdyby ktoś nie wierzył, załączono sporo fotografii z dawnych lat na dowód "zupełnej nieznajomości" F. przez wielu działaczy w Polsce.
Z książki dowiedzieć się można m.in. jak Amica sprawnie awansowała rok po roku do kolejnych klas rozgrywkowych, aż w końcu zdobyła Puchar Polski, po pamiętnym meczu z Aluminium Konin. Forbrich przekonuje, że od lat żaden klub nie awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej bez pomocy arbitrów. Czasem płacić trzeba było choćby za to, żeby sędzia gwizdał "to co na placu". Przez niemal całą książkę przewijają się trzy nazwiska - znane dobrze do dziś, a powiązane później z innym wielkopolskim klubem - Jacka Rutkowskiego, Marka Pogorzelczyka oraz Wojciecha Kaszyńskiego.
Przejdźmy jednak do Legii, bo co prawda niewiele miejsca jej poświęcono, ale co nieco się znalazło. Forbrich jest przekonany m.in., że Legia zdobyła mistrzostwo Polski w 1994 roku, kupując sędziego meczu z Górnikiem Zabrze. O roku 1993 właściwie mówi przy okazji, bo w tym przypadku według niego nikt nie powinien mieć najmniejszych wątpliwości co do ustawiania spotkań. Forbrich wskazuje jednak, że ukaranych powinno zostać więcej klubów, a przypomnijmy, że "mistrzem przy stole" został wtedy trzeci w tabeli Lech.
"(...) Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzie Januszów Wójcika i Romanowskiego wtenczas nie kręcili, tylko prostą drogą zmierzam do stwierdzenia, że po bandzie szli wszyscy. Dlatego do dziś nie rozumiem, z jakiego powodu tylko dwa pierwsze w tabeli kluby - bo ŁKS także, po równie jak Legii kabaretowym strzelaniu w ostatniej ligowej kolejce - zostały ukarane. Zapewne dla przykładu, ale to już nie moja sprawa. A ekipa z Łazienkowskiej wtenczas, w roku 1994 sięgnęła po upragniony tytuł, którego nikt już nie zabrał, kiedy udało się sędziego Sławomira Redzińskiego zgłuszyć do tego stopnia, że wydrukował mecz z Górnikiem decydujący o rozdziale medali. (...) Słyszałem z wiarygodnych źródeł, że wyprawka za to spotkanie była godna, arbiter bez strachu o jutro mógł na emeryturę gwizdkową się udać. I to w sytuacji, kiedy na dużym głodzie do stolicy się udawał, bo długi miał wtedy ogromne. (...)" - czytamy w 'zeznaniach' Fryzjera.
Fryzjer wspomina także o meczu z 1997 roku, który w dziwnych okolicznościach Legia przegrała z Widzewem 2-3. "(...) Andrzej Czyżniewski nie tylko między słupkami stał, ale i z gwizdkiem po boiskach biegał. I to z jakim skutkiem! Doznał przecież najsłynniejszej kontuzji w latach 90. na polskich boiskach jako arbiter, kiedy prowadził zawody Legii z Widzewem, a po interwencji lekarzy obraz gry i wynik się zupełnie odmieniły. Goście z miasta Łodzi przegrywali 0-2 kilka minut przed końcem, ale ich forma w ostatnich minutach wzrosła tak cudownie, jak cudownie sędzia ozdrowiał. Tylko że to nie moja bajka była, to już tylko Czyżyk - może na spółkę z Tadkiem Gapińskim - mogliby o szczegółach opowiedzieć (...)".
Forbrich zauważa także przy okazji jednego z meczów, że dość łatwo można było skorumpować byłych piłkarzy Legii. Jako przykład podaje Adama Fedoruka, który będąc piłkarzem Amiki, zainkasował pieniądze od drużyny przeciwnej, a potem... nie podzielił się ze swoimi kolegami, również zamieszanymi w odpuszczenie meczu.
Inną ciekawostką, którą przekazuje "Fryzjer" jest przychylność sędziów w czasie meczów Legii z IFK Goteborg i Widzewa z Broendby. Podobno oba kluby nie płaciły nic za tę pomoc, ale Zygmunt Stachura, mający znajomości wśród sędziów i delegatów UEFA, zrobił to z dobrego serca. "Na wspomnianych historycznych wyjazdach miał się witać z kim trzeba, najlepiej z obserwatorami, z dużą dozą aktorstwa i nie zapominając o uściskach na misia oraz z dubeltówki. Rolę swoją w Szwecji i Danii pięknie odegrał, więc nikt nie może powiedzieć, że i Legia, i Widzew przeciwny wiatr w Skandynawii złapały. Bo było zupełnie inaczej" - wspomina.
Książka obejmuje okres do 2003 roku, bowiem wtedy weszła nowa ustawa, a jak przyznaje Fryzjer, nie chce pomagać prokuraturze w śledztwie, ani nikogo wpędzić do więzienia. Dalsza część opowieści jednak będzie... Fobrich zapewnia, że nagrał już swoją spowiedź z kolejnych lat i ta zostanie upubliczniona w odpowiednim momencie. Pozostaje cierpliwie czekać.
ZA: legionisci.com
A. Grabowski, Z. Malinowski, "Katalog odznak klubów sportowych Warszawy i okolic do 1975 roku"
Katalog, który oddajemy w Państwa ręce, jest pionierską próbą usystematyzowania i opisania odznak wydanych oficjalnie przez kluby sportowe działające na terenie Warszawy i województwa warszawskiego (w granicach administracyjnych obowiązujących do 1975 roku).
Wydawane dotychczas publikacje ukazywały historię klubów sportowych przez pryzmat wyników i tabel, prezentując jednocześnie sylwetki najbardziej zasłużonych sportowców, trenerów i działaczy. Naszym celem było natomiast przedstawienie historii klubów poprzez odznaki, będące świadectwem aktywności nie tylko sportowej. W czasach zaborów i walki o odzyskanie niepodległości często stanowiły one materialny wyraz przywiązania do tradycji narodowej, a także do regionu czy miasta. Znajdowało to również odzwierciedlenie w symbolice i barwach wydanych odznaczeń. Na ich przykładzie można też prześledzić różne koleje losu klubów, ich zmiany strukturalne i organizacyjne, fuzje i podziały, które wiązały się ze zmianą nazwy, barw i godła klubowego.
W naszej pracy przyjęliśmy zasadę przyporządkowania odznak klubom, których nazwy ujęliśmy w porządku alfabetycznym. Opis każdej z nich zawiera:
- charakterystykę (organizacyjna, jubileuszowa, okazjonalna),
- wymiary (wysokość, szerokość),
- technikę wykonania (emaliowana, lakierowana, metalowa),
- rodzaj mocowania (śruba, szpilka, agrafka, tzw. „wąsy”),
- informacje o wykonawcy (nazwisko grawera, nazwa producenta),
- okres wydania.
Co ważne, wszystkie zaprezentowane w katalogu odznaczenia są w rozmiarach rzeczywistych, tj. skali 1:1.
M. Dobrowolski, Ł. Kowalski "Uwolnić Maćka"
40 miesięcy - tyle spędził za kratami Maciek Dobrowolski. Bez wyroku, z zarzutami postawionymi jedynie na podstawie zeznań świadka koronnego. Ta książka to opowieść o człowieku, którego życie postawiło w ekstremalnej sytuacji, z której postanowił wyjść z godnością. To także opowieść o przyjaźni i o tym, że zawsze na świecie jest ktoś na kogo można liczyć. Maciek mógł liczyć na swoich przyjaciół. Tak rozpoczęła się ogólnopolska akcja "#uwolnicMacka". Dziesiątki tysięcy ludzi przemówiły wspólnym głosem, by zamanifestować swój sprzeciw wobec jawnej niesprawiedliwości. W tej książce poznacie kulisy tej niezwykłej inicjatywy.
ZA: lubimyczytac.pl
M. Dobrowolski, Ł. Kowalski, "Free Maciek"
Kilka miesięcy po wydaniu wersji polskiej do sprzedaży trafiła przetłumaczona wersja książki, ze zmodyfikowaną delikatnie okładką - "Free Maciek". Wewnątrz wzbogacono również nieznacznie treść i dodano trochę fotografii.
ZA: legionisci.com
WARTO ZAJRZEĆ
LEGIONISCI.COM
BIBLIOTEKA LEGIONISTY
Znakomity dział z recenzjami książek ze szczególnym naciskiem na te traktujące o Legii Warszawa i kibicach.